Chiaromonte a Camus
Po śmierci Camusa tak rozpoczął swoje wspomnienie Nicola Chiaromonte, włoski eseista i przyjaciel autora Dżumy:
Umarł człowiek, a my przypominamy sobie jego twarz, gesty, zachowanie i chwile przeżyte razem z nim, gdyż chcemy raz jeszcze ujrzeć jego postać, już na zawsze utraconą. Umarł pisarz, więc przychodzi nam na myśl jego twórczość, jego kolejne książki, łączące je idee i poszukiwanie nagłębszego sensu poprzez ukazane w nich żywe działanie, gdyż chcemy dociec, jakie racje wyzwalały ten wewnętrzny impuls, który decydował o pisaniu, na zawsze już przerwanym. Jednak ani postaci człowieka nie oddadzą przywoływane wspomnienia, ani osobowości pisarza – rozpatrywane na nowo dzieło; człowieka nie ukaże pisarz ani pisarza człowiek. Wszystko jest fragmentaryczne, wszystko pozostaje niepełne, nad wszystkim śmiertelność roztacza swoją władzę nawet wówczas, gdy los pozwala pisarzowi żyć długo, aż do całkowitego wyczerpania sił, i umożliwia mu danie z siebie tyle, ile tylko jest w człowieka mocy […]
Albert Camus pojawił się w moim życiu w kwietniu 1941 roku w Algierze, gdzie znalazłem się jako uchodźca z okupowanej Francji. Poznałem go wkrótce po przyjeździe, bo cieszył się w Algierze rozgłosem: uchodził za przywódcę grupy młodych dziennikarzy, pozątkujących pisarzy i studentów, którzy odnosili się przyjaźnie do Arabów, a nieprzyjaźnie do miejscowych mieszczan i Pétaina, spędzali czas wspólnie, chodząc nad morze albo wędrując po okolicznych wzgórzach, a wieczorem słuchając płyt i tańcząc, a przy tym życzyli zwycięstwa Anglii i dawali w najrozmaitszy sposób upust swemu rozgoryczeniu klęską, która spotkała Francję i Europę.
06 III 2015 #Nicola Chiaromonte #Albert Camus #XX wiek